Po ukończeniu szkoły Nook Of Wolves wiele się zmieniło w życiu Cëiteag. Przez pewien czas ponownie była zupełnie sama, mimo że nie bardzo tego chciała. Spędzała wiele czasu w swoim domku w lesie, który pozostał po jej rodzinie, wciąż oczekując na ich powrót po wielu latach. Niemniej jednak, Tea zdawała sobie sprawę, że ta nadzieja może być złudna. Szczególnie teraz, gdy jej brat ponownie zaginął. Jedyne, co było wiadomo, to że Eênis znalazł się, lecz chwilę później znów zniknął z dnia na dzień. Zaczęła się obawiać, że jej los może być podobny.
Pewnego dnia, w trakcie sprzątania opuszczonego domu, odkryła stary album, który okazał się być rodzinną księgą. Była zdumiona, że przez tyle lat spędzonych w tym miejscu, nie miała o istnieniu tego przedmiotu żadnego pojęcia. Album był pięknie zdobiony. Zastanawiała się, czy nie będzie zbyt bolesne by go otworzyć i przeżywać stare wspomnienia na nowo. Przygnębiona, rozejrzała się po wnętrzu pełnym rustykalnego uroku - przestronnym pomieszczeniu z wysokim sufitem. Usiadła na kanapie, przy rozpalonym kominku, trzymając album w swojej delikatnej dłoni, ale nie była pewna, jak na to zareagować. Jej twarz nie odzwierciedlała niczego, czym była dziewczyna za czasów szkolnych. Wstała i schowała album do torby, która na szczęście leżała przy kamiennym obiciu kominka. Przeczesując swoje śnieżnobiałe włosy, złapała skórzaną jasną torbę i wrzuciła na siebie futrzany płaszcz, sięgający ziemi. Musiała to wszystko przemyśleć idąc na spacer, ale nie przypuszczała, że ten spacer zmieni jej życie, przemieniając się w prawdziwą podróż, której długość wcale miała nie być taka krótka.
Zimne powietrze uderzyło jej nozdrza. Przymknęła oczy i wzięła głębszy oddech, czując jak chłód opłata jej gardło i szyję. Zima to była jej ulubiona pora roku. Spokojna, chłodna, ale spowijały ją radosne święta, spędzane całymi rodzinami. Marzyła o tym, by spędzić czas ze swoją całą rodziną. Nawet z ojcem, od którego wiało tylko o wyłącznie chłodem. Zrobiła dziubek jak mała dziewczynka i się zaśmiała w głos. Rozbawiły ją te myśli. No tak, pragnęła miłości rodziny, ale czy na pewno jej ojca? Nagle w oddali usłyszała, dość charakterystyczny dźwięk deptania śniegu przez buty. Nawet nie zdążyła zareagować I przyjrzeć się dokładnie, gdy nagle przed nią stanęła znana jej już postać. Cëiteag stanęła jak wryta.
— Dumat? Co ty tu robisz, tak nagle zniknąłeś i na dodatek to wendigo… ja nic nie rozumiem…
— Cóż, pragnę Cię przeprosić, droga Cëiteag. Nie do końca rozumiem dlaczego, to tak wszystko się skończyło.
Jego głos przeszył jej całe ciało. Cóż, przepełniał ją tyloma emocjami, że nie wiedziała, co może myśleć. W głowie miała pustkę, nie wiedziała jak kompletnie ma zareagować na pojawienie się Ciszy. Czy ona chciała w ogóle teraz kogokolwiek widzieć? Czy chciała znów przeżyć kolejną stratę dobrego przyjaciela? Wiedziała, że znów zniknie. Taki był najwidoczniej. Może przez te lata wcale nie poznała go tak dobrze, jak myślała - co najmniej - te dwa lata wstecz.
— No cóż, dalej nie odpowiedziałeś, co tu robisz — okazywała zdecydowany chłód. Nie chciała znów być zraniona przez kogokolwiek. Mężczyzna to wyraźnie zauważył, choć nie bardzo był w stanie to zrozumieć, ze względu na ich dawniejszą, bliską - nawet bardzo bliską, relację.
— Tak, wybacz. Przejąłem sprawę zaginionych istot. Dlatego tu jestem.
Dziewczyna, zacisnęła zęby, a jej futro nastroszyło się. Zasłoniła się swoim ogonem. No tak. Po co by miał wracać dla niej. Jednak w głowie mężczyzny cel był zupełnie inny. Nie chciał jednak mówić tego na głos, bo wciąż nie rozumiał swoich uczuć. Mimo, że tyle jej szukał. Wykorzystywał do tego wendigo. Wciąż nie wiedział, co może powiedzieć jasnowłosej kobiecie. Widział, że się na niego dąsa i nie był pewny, czy było to słuszne, tak się gniewać. Jednak co on mógł wiedzieć, zważając na swoje usposobienie i przyrównując je do charakteru lisiczki. Ona była bardzo emocjonalna, a on wręcz przeciwnie. Stoicki I spokojny.
— No cóż, um… to życzę Ci owocnego szukania… żegnam Cię
Zaczęła już odchodzić, bardzo pewna siebie. Chciała pomyśleć na spokojnie, tymczasem On się pojawił. Dumat szybko zareagował i złapał ją za rękę, gdy odchodziła i ścisnął ją bardzo delikatnie, wciąż pamiętając jak kruchą posturę dziewczyna posiada. Tęsknił za nią, za jej dotykiem i jej dziecięcą, głośną osobowością. A teraz z tego co widział, jej charakter pasował do ponurego dnia, jak i do całego charakteru pory roku. Nie wiedział co się stało, że dziewczyna się tak zachowywała, jednak nie zamierzał tego ignorować.
— Co wiesz o Glancepol, czy Twoja matka cokolwiek Ci wspominała o tym miejscu? — dziewczyna wyrwała swój uścisk i odchrząknęła.
— Nie, nie znam tego miejsca — w istocie znała, ale nie wiedziała za dużo o nim. No i nie pamiętała nic z tak wczesnego dzieciństwa.
— Proszę, wysłuchaj mnie chociaż
— Dobrze. Słucham Cię chociaż. Mów.
— Chodzi głównie o zaginięcie Twojej rodziny. Odnowiono sprawę, gdy Twój brat znów zniknął. Nie zależy Ci na nim?
Dziewczyna poczuła jak delikatny płatek śniegu osuwa się po jej twarzy. Podniosła głowę i zobaczyła, że zaczyna sypać śnieg.
— Jak możesz w ogóle o coś takiego pytać? — spojrzała mu prosto w oczy, choć unikała tego od samego początku tej dziwnej rozmowy.
— Oczywiście, że mi zależy. Na nich wszystkich.. no prawie wszystkich — przewróciła oczami.
— No to słuchaj mnie uważnie. Wiesz, że nie jesteś zmiennokształtnym stworzeniem, prawda?
— Kurwa, Dumat, co ty znów gadasz? Specjalnie to robisz? No to oświeć mnie, wielki Panie kim, że ja tak naprawdę jestem? — już naprawdę była poirytowana tą całą sytuacją.
— Jesteś Barydīoską. Wiesz w ogóle co to jest? — no I od tego zdania, tak naprawdę zaczęła się ich podróż. Rozmawiali kolejne dwie godziny, ale już w domu Lisiczki. Przejęła się niesamowicie tym wszystkim, a gdy skończyli rozmawiać, w końcu wyjęła księgę z torby i pokazała ją mężczyźnie. Sama nie chciała już w ogóle tam patrzeć, po tych wszystkich wyznaniach ze strony Dumata. On za to chętnie otworzył księgę, która zadziałała jak pozytywka. Zaczęła wydobywać się z niej piękna, acz delikatna melodia.
— Musisz to zobaczyć — wstał z krzesła, przy biurku i podszedł do kanapy, gdzie siedziała Tea. Usiadł bardzo blisko niej. Tak, że stykali się ramionami. Niechętnie białowłosa spojrzała w księgę i zobaczyła drzewo genealogiczne. Tak też dowiedziała się w końcu, że nie była rodzeństwem pełnej krwi z kimkolwiek, oprócz Eênisa. Zdziwiło ją to. Choć w sumie było do przewidzenia, bo reszta rodzeństwa była dużo bardziej podobna do jak się okazuje jej ojczyma, niż ona i Najstarszy brat. Złapała za zamszową poduchę I przytuliła się do niej, podciągając pod siebie kolana. Oparła głowę na ramieniu mężczyzny i czytała w miarę przewracania stron przez niego. Były tam opisane nie tylko informacje na temat genealogii jej rodziny, ale również zaklęcia, opis rasy, umiejętności. Okazało się również, że jej umiejętność, którą z resztą pokonała i opanowała, czyli bycie empatką, to klątwa. Nie mogła uwierzyć w to co widziała.
— No, myślałem, że to by pomogło w odnalezieniu ich, ale nie ma tu nic aż tak ciekawego…
— Przykro mi za Twój zawód — tymczasem on odłożył księgę na stolik kawowy i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej Cëiteag, przez co się speszyła.
— Nie ma żadnego zawodu, Cëiteag, doceniam to, że mi to pokazałaś. A przede wszystkim doceniam Twoją obecność — dziwiło ją to, że tak dużo mówił. Zwłaszcza w sposób jaki mówił. Zawsze był raczej mało wylewny. Spojrzała za okno, na piękny zimowy krajobraz, leśny.
— Udaj się ze mną do Glancepol, szukać Twojej rodziny
Zdziwiła ją propozycja Ciszy. W końcu to on był odpowiedzialny za takie rzeczy i zastanawiała się, czy w ogóle może komukolwiek zdradzać takie szczegóły swojego zadania. No ale nie potrafiła mu odmówić, był jej słabym punktem, zawsze się pojawiał kiedy go potrzebowała. Przynajmniej tak było wcześniej. Nie chciała już dłużej go odrzucać I po prostu cieszyła się tą chwilą spokoju.
Nawet nie zauważyli kiedy pochłonęła ich rozmowa o przeszłości. Nigdy nie rozmawiali aż tyle i to w ten sposób. Cëiteag była zachwycona towarzystwem starego nauczyciela. Cała złość już jej przeszła. Zresztą, on zawsze działał na nią uspokajająco. Od momentu kiedy się poznali. Pomógł jej w nauce kontrolowania magii emocji. Dzięki niemu już nie cierpiała z powodu burzliwych i rozchwianych ludzi, którzy byli wokół niej. Był naprawdę super mentorem. I choć nieco przerażał ją z początku, zwłaszcza jak mówił, a raczej bredził według niej o innych wymiarach, to teraz był dla niej kimś wspaniałym. Przyjacielem. Wiedziała co prawda, że wszystko co mówił, to była prawda, jej magia pozwalała przeglądać niektóre wspomnienia. A on nie miał problemu żeby się na nie otworzyć. To spotkanie było jak przebudzenie dla tej dwójki. Uczucie które kiedyś między nimi było, tak naprawdę nigdy nie wygasło. Nawet mimo tego, że przez te parę lat byli skupieni na własnych drogach. I może Dumat specjalnie wkroczył w jej życie ponownie, zaplanował to skrupulatnie, to Teii to nie przeszkadzało. W pewnym momencie za oknami nastał mrok, a ona otuliła ich dwójkę swoim dużym, puszystym ogonem. Zarzuciła też delikatny pled, który dawał ciepło. Osunęli się leżąc na kanapie, mimo tego, że dwie sypialnie były tuż obok. I choć Cisza nie potrzebowała snu, to przymknął oczy i zatopił twarz w szczupłym ramieniu dziewczyny. Rękoma oplótł ja w pasie i tak leżeli całą noc. Dumat całą noc czuł od dziewczyny dziwny spokój oraz dużą magiczną moc. Wiedział, że mocno rozwinęła się w tym czasie, gdy go nie było. Zaskoczyło też go, że wciąż praktykowała tę niematerialna część magii jakiej jej nauczył - czyli magię ciszy. Wiedział, że nie używała swoich mocy, jej fiołkowe oczy ano razu nie ujawniły się tego dnia, gdy się spotkali.
Gdy wstała, a Dumat dalej leżał obok, wydała się być zdziwiona. Raczej zawsze unikał kontaktów intymnych, zwłaszcza takich, które trwały dłuższy czas. Mówił, że nie rozumie ludzkich odruchów, ale zawsze przez krótki czas starał się je okazywać Lisiczce.
— Wszystko okej? — zapytała Dumata, który dotykał jej uszu, tak delikatnie, że prawie tego nie czuła. Dobrze wiedziała o tym, że uwielbiał puchate rzeczy.
— Tak, wybacz mi Cëiteag — był zakłopotany, więc szybko podnieśli się z pozycji leżącej. Tea czuła w głębi duszy jak to wszystko łamie jej serce po raz kolejny, jednak do perfekcji nauczyła się tłumić swoje emocje w sobie będąc przy mężczyźnie. Nie mogła sobie wmawiać, że kiedykolwiek mogło dojść do jakiś głębszych uczuć między nimi. Przecież widziała jego wspomnienia z alternatywnej rzeczywistości. Przełknęła cicho ślinę i wymusiła uśmiech, choć nie wyglądał na taki. Zjedli razem śniadanie, wzięli najważniejsze rzeczy i wyruszyli w podróż. Żeby dotrzeć na Glancepol musieli kupić bilety na prom. A płynął tam tylko jeden, co miesiąc, ponieważ tamte tereny były dzikie, było tam jedno miasteczko i bardzo mała ilość ludzi. Jednak prom wypłynął z Katorphy, więc ich podróż trwała cały tydzień. Prom był dość drogi i luksusowy, bo tylko majątkowi ludzie mogli sobie pozwolić na takie długie podróże, w dość specyficzne miejsce, jakim była lodowa kraina Enossi.
Będąc na statku oparła się o poręcz, wyglądając delikatnie za burtę. Skupiła się na tym pięknym obrazie i zaczęła cicho nucić melodie z księgi jej rodziny. Była piękna. Delikatna. Nagle niebo zrobiło się ciemno szare - stało się to momentalnie. Z nieba zaczął prószyć śnieg, co dla tej części świata było dość nietypowe. Ludzie zaniepokojeni zebrali się na pokładzie, a wraz z nimi Dumat, który pośpiesznie szukał Cëity w tłumie.
— Cëiteag? Wszystko dobrze? — lecz ona wydawała się być jakby w transie dalej nucąc muzykę, dopiero wtedy mężczyzna dostrzegł jej fiołkowe oczy, które zazwyczaj spowite były ciemną, bezkresną szarością nieba... z resztą wyczuwał od niej potężną magiczną energię, a gdy pomachał jej ręką przed oczami, to nawet nie zareagowała.
— Tea, musisz się obudzić, halo — złapał ją za ramię i ściskał, dopóki dziewczyna nie otworzyła szerzej oczu, a jej źrenice nie zaczęły reagować naturalnie na światło. Syknęła, bo była już dość mocno ściśnięta. Niebo się rozpogodziło.
— Dumat? Coś ode mnie chciałeś? — zapytała, tak jakby nigdy nic się nie wydarzyło, jakby w ogóle nie widziała śniegu, ani nie czuła chwilowego chłodu.
— Nie rób sobie żartów, ludzie się wystraszyli — Cisza widocznie była lekko oburzona, co zdziwiło zdezorientowaną dziewczynę. Przecież tylko sobie stała i patrzyła na ocean.
— Na Bogów, o co Ci znów chodzi? — zmarszczyła lekko brwi, wyczuć było można między nimi gęstą atmosferę.
— Jeśli masz znów do mnie jakiś problem, tak jak kiedyś, gdy zniknąłeś, to mi powiedz!
— … Tea, zaczekaj — poczuł się źle, gdy dziewczyna zaczęła odchodzić. Był przekonany, że tylko udawała, że go nie słyszy i nie reaguje na nic. Podbiegł za nią i złapał ją za jej bladą dłoń.
— Przepraszam, myślałem, że znów się wygłupiasz
— Przecież patrzyłam tylko, jeju, to już nawet nie mogę oceanu oglądać?
— Nie, po prostu śpiewałaś i zaczął padać śnieg.
— Co?
— To co słyszysz, mon cheri.
Przyglądali się sobie przez chwilę w ciszy, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Dziewczyna zabrała swoją rękę od mężczyzny. Z jednej strony pragnęła jego dotyku, tak jak wtedy, gdy leżeli razem, z drugiej, tak bardzo się go bała, że znów może zniknąć. Nie chciała być znów do niego przywiązana. A on z kolei znów pragnął poczuć, jak to miło jest być w tej materialnej formie. Z nią. I tylko z nią. Ale odczuwał chłód i niechęć z jej strony, a nie tak jak było to kiedyś między nimi. Kiedy jeszcze układało się im dobrze. Nagle z głośników dobiegł głos kapitana i przewodnika podróży:
— Proszę się nie niepokoić o zaistniałą sytuację, czasem anomalie pogodowe się zdarzają na morzu, to było chwilowe zakłócenie nieba, resztą rejsu powinna być spokojna, oczywiście do momentu, kiedy nie wpłyniemy na wody Glancepol, wtedy proszę się spodziewać nawet burz śnieżnych! Pozdrawiam, kapitan Viven.
Cëiteag zrobiło się głupio, że tak się uniosła ma mężczyznę i spojrzała na niego przepraszająco. Ta sytuacja była dla nich niezręczna.
— Przepraszam, zmieniłam się. Już nie jestem taka jak kiedyś — rzuciła spokojnie i usiadła na pobliskim leżaku, a on do niej zaraz dołączył. Dalej przetwarzając, to co się właściwie wydarzyło. Ta melodia, którą nuciła była z księgi. To zdarzył usłyszeć. Zaczął padać śnieg. Uruchomiły się jej moce, straciła przy tym swoją świadomość. Ciekawe.
— Nie masz za co przepraszać. To chyba ja powinienem
był Cię przeprosić. W zasadzie chyba za wszystko…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz